Connect with us

Zło prywatyzacji – w odpowiedzi na wywiad Anny Stojanowskiej z Markiem Trelą i Jerzym Białobokiem

Hodowla

Zło prywatyzacji – w odpowiedzi na wywiad Anny Stojanowskiej z Markiem Trelą i Jerzym Białobokiem

W wiosennym numerze HiJ ukazał się wywiad Anny Stojanowskiej z Markiem Trelą i Jerzym Białobokiem, w wypowiedziach których pełno jest subiektywnych ocen, nieścisłości i przekłamań, wymagających sprostowania, tym bardziej, że wiele osób, które mogłyby czuć się dotknięte już nie żyje.

„Pamięć ludzka jest krótka, a niewdzięczność nie ma granic” – Zygmunt Nowakowski (1891-1963)

W Dziale Eksportu Koni Państwowej firmy Animex nikt nie pracował z „odgórnego nakazu”. Naszą motywacją był podziw dla sukcesów polskiej hodowli, głównie reprezentowanej przez państwowe stadniny i stada ogierów, a także chęć służenia tej hodowli własnym wykształceniem i pracą. To zespół pod kierunkiem Macieja Majchrzaka stworzył w latach siedemdziesiątych największy w Europie, i pewnie na świecie, system aukcyjny, w ramach którego organizowaliśmy kilkanaście aukcji w ciągu roku. Prowadziłem większość tych aukcji. Warto przypomnieć nazwiska, bo praca takich ludzi jak Stanisław Maleszewski, Kazimierz Polak, Idalia Deskur, Halina Bortnowska, Jerzy Milczarek nie może być kwitowana pogardliwym stwierdzeniem, że pracowali „z odgórnego nakazu”. Ja w tym zespole zajmowałem się budowaniem rynku i aukcji koni arabskich od roku 1972 do 1991, później w latach 1996-2000 w ramach firmy Polish Prestige. W sumie prawie ćwierć wieku. W tym czasie aukcja w Janowie od małej prowincjonalnej imprezy osiągnęła, pod nazwą Polish Prestige Janów Sale, status największej i najważniejszej aukcji dla koni arabskich na świecie.

Źródła sukcesu

Niewątpliwy sukces polskiej hodowli koni czystej krwi wyraża się zazwyczaj w milionach dolarów, tytułach czempionów, niezliczonych wypowiedziach publicystów, hodowców, pasjonatów. Nigdy jednak nie spotkałem się z żadną analizą, skąd ten sukces się wziął, sukces który powinien być wzorem do powtórzenia w hodowli koni innych ras. Refleksji takiej nie znajdujemy też w wypowiedziach Treli i Białoboka, według których kupcy sami „zaczęli przyjeżdżać do Polski”, a ceny jakby same „poszybowały w górę”.

Warto pamiętać, że źródła sukcesu były dwa, równoważne, oba oparte o profesjonalizm:

  1. państwowy system hodowlany, i
  2. odpowiedni program marketingowy.

Państwowy system hodowlany

System ten zbudowany został po wojnie przez wybitnych hodowców, którzy zorganizowali repatriację rozproszonych przez wojnę koni, utworzyli państwowe stadniny, państwowe stada ogierów, państwowe tory wyścigów konnych. Podkreślam słowo „państwowy”, gdyż tylko w oparciu o Państwo można było zbudować spójny, logiczny system hodowlany, który budził zazdrość zagranicznych klientów Animeksu.

Hodowla koni czystej krwi w Janowie, Michałowie, Kurozwękach i Białce była częścią tego systemu i podlegała czytelnym ogólnym, zasadom:

  • wartość hodowli opiera się na silnych rodzinach żeńskich,
  • w rozrodzie i chowie stosuje się tradycyjne metody,
  • próba wyścigowa jest obligatoryjna dla koni włączanych do stada zarodowego,
  • nowe prądy krwi wprowadza się ostrożnie, aby nie utracić „polskości” rodowodu,
  • nowe ogiery testowane są na dużych populacjach klaczy,
  • unika się inbredu.

Istotnie, jak zauważa Marek Trela, te zasady były „niepisane”, i właśnie dlatego, przy całkowitym braku nadzoru ze strony ANR udało się Treli i Białobokowi wszystkie te zasady porzucić, o czym będzie mowa dalej.

Pomimo, że hodowla prowadzona była przez wybitne indywidualności: Andrzeja Krzyształowicza, Ignacego Jaworowskigo, Andrzeja i Władysława Guziuków, Teresę Dobrowolską nie unikali oni wspólnych narad, dyskusji, nawet sporów podczas cyklicznych przeglądów stadnin, w których uczestniczyli też Adam Sosnowski i Roman Pankiewicz. Zasługi tych dwóch ostatnich hodowców niesłusznie uległy zapomnieniu przy nadmiernym eksponowaniu roli Izy Zawadzkiej. Wspólnie oceniano postępy hodowlane, rozdzielano ogiery, wybierano konie na aukcję. To współdziałanie prowadziło do obiektywizacji ocen, a także pozwalało unikać błędów. Istniała wtedy polska myśl hodowlana, która mogła imponować światu.

Państwowy system hodowlany, jakkolwiek w pierwszym okresie nastawiony głównie na poprawę pogłowia koni dla rolnictwa, był również źródłem wielu sukcesów sportowych, wyścigowych i eksportowych. W latach siedemdziesiątych, jako pracownik Animeksu, z satysfakcją obwoziłem klientów po państwowych stadach i stadninach, które imponowały swoim zorganizowaniem, jakością pracy, a przede wszystkim jakością koni. Ta jakość była wynikiem pracy znakomitych hodowców i dyrektorów państwowych ośrodków. O stadninach arabskich już wspominałem. Warto przypomnieć choćby kilka nazwisk osób, które przyczyniły się do rozwoju hodowli innych ras: Jacek Pacyński (Liski), Jerzy Jaworski (Kozienice), Henryk Helak (Iwno), Czesław Matławski (Gniezno), Antoni Tomaszewski (Łąck), Andrzej Osadziński (Bogusławice). To tylko przykłady. Nie sposób tutaj wymienić wszystkich hodowców zasłużonych dla polskiej hodowli i sportu.

Marketing

Drugim, mocno niedocenianym, źródłem światowego sukcesu polskich koni arabskich był odpowiedni program marketingowy. Byłem jego głównym autorem, chociaż ze stron internetowych stadnin skrzętnie usunięto moje nazwisko, nie istnieję też w wypowiedziach Treli i Białoboka. Moja praca, polegająca na kreowaniu rynku, od 1989 roku spełniała jeszcze jedno, może ważniejsze zadanie – blokowania prywatyzacyjnych planów AWRSP/ANR wobec stadnin państwowych. Jest całkowitą nieprawdą, ze nie „interesowaliśmy się rynkiem”, „nie jeździliśmy na pokazy”. Zarówno w Animeksie, jak też w Polish Prestige, wszystkie przyjazdy klientów były wynikiem spotkań, rozmów na najważniejszych światowych pokazach oraz na kongresach WAHO.

Początki aukcji

„Są takie dobre, że same się sprzedają” – mawiali hodowcy o swoich koniach. Nic bardziej mylnego. W latach siedemdziesiątych za żelazną kurtynę wybierało się niewielu klientów, oni decydowali o cenach, i o tym co chcą kupić. Pierwsza aukcja w Janowie, w której uczestniczyłem w 1972 r., zakończyła się blamażem. Z ringu, jako niesprzedane, zeszły wszystkie konie. Po obniżeniu cen o połowę w dogrywce zaledwie kilka koni znalazło nabywców.

Klienci, bardzo zasłużone i znane osobistości, przyzwyczajeni byli do kupowania bez konkurencji, bezpośrednio ze stadnin. Byli to Patrycja i Sonia Lindsay (Holmes Farms) z Wielkiej Brytanii, Amerykanie: Leon Rubin (Sir Wiliam Farm), Mike Nichols (Nichols Arabians), dr Eugene La Croix (Lasma Arabians), Holger i Almuth Ismerowie z Niemiec. Byli oni pionierami i to dzięki nim pierwsze po wojnie polskie araby trafiły na światowe rynki.

Wiedzę o specyfice światowego rynku koni arabskich zdobyłem dzięki dwumiesięcznej praktyce handlowej w USA w 1974 r., i późniejszym wielokrotnym wyjazdom, finansowanym przez państwową centralę handlu zagranicznego Animex. Można więc powiedzieć, że środki na rozwój programu marketingowego dla państwowego systemu hodowli koni zapewniało Państwo. Nie wiem jakiej to „filozofii pracy”, wyniesionej jakoby z Animexu, mielibyśmy się wstydzić, ja czy moi koledzy z Polish Prestige, z których Radosław Wiszniowski, Marek Bojarski, Rafał Przedpełski wywodzili się bezpośrednio ze środowiska jeździecko-hodowlanego.

„Throat cutting business”

Rynek koni arabskich to najtrudniejszy segment rynku końskiego. Każdy nowo pozyskany nabywca dość szybko sam staje się hodowcą, zmuszonym poszukiwać nabywców na swoje konie. O wartości koni nie decydują żadne obiektywne kryteria. Ceny koni arabskich są kreowane przez reklamę i wyniki w pokazach, które z kolei kreowane są przez sędziów, trenerów i prezenterów. Na rynku tym nie rządzą hodowcy, lecz właśnie ta niewielka grupa międzynarodowych pośredników związana z „przemysłem pokazowym”. Jak stado piranii rzucają się oni na każdą sposobność zarobienia pieniędzy. Cały czas poszukują nowych rynków, zdobywają nowych klientów. Można z nimi współpracować za cenę wysokich prowizji, albo robić to co oni. Państwowy system w latach siedemdziesiątych nie przewidywał płacenia prowizji, więc jako pracownik Animeksu zmuszony byłem podjąć konkurencję na rynku, który sami Amerykanie określali jako „throat cutting business” – biznes podrzynania gardeł, czyli biznes bezlitosnej konkurencji.

Marka Purebred Polish

Na pokazach i aukcjach amerykańskich w latach siedemdziesiątych dominowały konie z pochodzeniem egipskim. Lansowane były jako „straight egyptian”, w domyśle sięgające rodowodowo do oryginalnych importów z pustyni. Gdy okazało się, że pierwsze importy Mike Nicholsa czy dr La Croix wygrywają pokazy znacznie lepszym ruchem (np. Bask, Elkin, Elkana), konkurencja zarzuciła polskiej hodowli „brak czystości”, pokazując, że niektóre nasze linie żeńskie nie rozpoczynają się od oryginalnych importów. Toczyła się wtedy batalia na forum WAHO (World Arabian Horse Organization) o uznanie polskiej księgi stadnej (PASB). Stronnictwo „Straight Egyptian” za wszelką cenę próbowało zablokować uznanie polskiej księgi, kolejne zaś delegacje polskie, finansowane przez Animex, lobbowały za uznaniem PASB przekonując, że ze względu na dramatyczną polską historię nie zachowała się pełna dokumentacja.

Zmaganie trwały kilka lat. Ze strony polskiej w kongresach WAHO uczestniczyli najpierw Andrzej Krzyształowicz, Iza Zawadzka i Jerzy Milczarek z Animeksu, później dołączyli Krystyna Karaszewska, reprezentująca PASB i Marek Grzybowski. Ostatecznie, po kontrolnej wizycie w Polsce, WAHO uznało polską księgę, a kwestię „czystości” Jay Stream, prezes WAHO, zakończył salomonowym wyrokiem „każdy koń wywodzący się z ksiąg uznanych przez WAHO jest „pure bred””.

Niemałą rolę w tym procesie odegrał lobbing zaprzyjaźnionych amerykańskich hodowców, którzy zaczęli polskimi końmi odnosić znaczące sukcesy w pokazach. Mike Nichols, znany reżyser firmowy, już w roku 1973 zdobył dwa najważniejsze tytuły US National Champion, importowanymi z Polski: ogierem Elkin i klaczą Elkana. To hodowcy amerykańscy, jako wyznacznik nowej jakości, pierwsi użyli określenia „pure Polish”. Ja wykorzystałem to jako markę rynkową, która miała kojarzyć się z uznaną przez WAHO czystością polskich rodowodów, wybitną jakością potwierdzaną sukcesami w pokazach, oraz pochodzeniem z polskiej hodowli państwowej.

Horses of the State Stud

Pochodzenie z systemu polskiej hodowli państwowej wybrałem jako kolejny wyznacznik jakości w promocji polskich koni. We współczesnym żargonie marketingowym nazywa się to USP (Unique Selling Proposition). W rozmowach z potencjalnymi klientami udowadniałem, że „państwowe stadniny” (Polska) mają przewagę nad „stadninami prywatnym” (reszta świata) bo:

  • program hodowlany, gwarantowany i finansowany przez Państwo, jest wieloletni i trwały,
  • proces selekcji jest obiektywny, wypracowywany przez zbiorową mądrość hodowców podczas cyklicznych przeglądów państwowych stadnin,
  • nowe ogiery testowane są na dużych populacjach klaczy a później powtarzane są tylko udane połączenia,
  • zdrowie i charakter koni podlegają testowaniu w obowiązkowej próbie wyścigowej,
  • hodowanie koni to starodawna polska sztuka oparta o tradycyjne, sprawdzone metody naturalne i kontynuowanie wszystkich linii wywodzących się z pustyni.

Kreowanie rynku

Powyższe tezy, dzięki finansowaniu wyjazdów zagranicznych przez Animex, mogły być upowszechniane przez samych hodowców. Organizowałem te wyjazdy we współpracy z Działem Reklamy Animeksu, tłumaczyłem na j. angielski prelekcje Andrzeja Krzyształowicza i Ignacego Jaworowskiego, odbywające się w zaprzyjaźnionych stadninach amerykańskich oraz podczas spotkań na dużych pokazach w Scottsdale (Arizona), Louisville (Kentucky) i Albuquerque (New Mexico).

Wyjazdy i spotkania służyły poszerzaniu kontaktów i w konsekwencji owocowały przyjazdami na janowskie aukcje coraz to nowych klientów. W 1976 r. przy poparciu Adama Sosnowskiego, udało mi się przekonać hodowców do skoncentrowaniu całej podaży koni na jednej aukcji. W tym samym roku opracowałem pierwszy kontrakt dzierżawy, wyniku którego El Paso, wysłany do Lasma Arabians, zdobył tytuł Czempiona Ogierów USA, a jego córka Wizja Czempionki Klaczy. W roku następnym Banat, dzierżawiony przez Patrycję Lindsay, został Czempionem Wielkiej Brytanii.

Polskie araby zyskiwały międzynarodową sławę. Niebagatelna rolę odegrały w tym przyjacielskie kontakty z amerykańskimi mediami. Zenek i Jola Lipowiczowie, mieszkający w Scottsdale byli znakomitymi ambasadorami polskiej hodowli. Dzięki nim udało mi się zaprzyjaźnić z Natem Gorham’em, właścicielem i wydawcą Arabian Horse World i z jego dziennikarką Marshą Parkinson, a także z Dixie Ryan, wydawcą Arabian Horse Times i Arabian Horse Journal. Przyjazdy dziennikarzy do Polski finansowało Biuro Reklamy Animeksu, dzięki osobistemu zaangażowaniu dyrektora Jerzego Milewskiego. Przyjazdy te owocowały corocznymi entuzjastycznymi relacjami, które nie tylko wzmacniały nasze tezy o zaletach polskiej hodowli w państwowych stadninach, ale też pozwalały przezwyciężyć obawy klientów związane z wyprawą „za żelazną kurtynę”.

Przedstawiciele rządu

Fakt, że spotykałem się z klientami za granicą jako pracownik państwowej firmy Animex, a przybyli ze mną hodowcy reprezentowali państwowe stadniny powodował, że traktowano nas jako przedstawicieli „polskiego rządu”. Ogromnie to podnosiło rangę spotkań. Organizując wyjazd El Paso i Wizji do USA, Banata do Anglii, później negocjując sprzedaż El Paso, reprezentując Polskę na kongresach WAHO, czy negocjując warunki promocyjnej Polish Ovation Sale byłem, w rozumieniu moich partnerów wysłannikiem rządu. Promocyjna aukcja polskich koni w USA nazwana Polish Ovation i przeprowadzona we współpracy z Lasma Arabians była projektem wymyślonym przez Jurka Milczarka, kierownika Działu Koni w Animeksie. Ja negocjowałem z Lasmą ostateczny kształt i warunki aukcji oraz współuczestniczyłem w realizacji filmu reklamowego, w którym pokazano nie tylko stadniny w Janowie i Michałowie, lecz także podniesiono kontekst historyczny polskiej hodowli.

Ten historyczny kontekst był niezwykle ważny, gdyż w szaroburym kraju, jakim była PRL, nie można było osiągnąć światowych cen bez pokazania klientom, że polska hodowla wywodzi swój początek od wielkich stadnin magnackich, pysznej, barwnej, wielokulturowej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, która posiadała kontakty handlowe z Orientem i mogła sobie pozwolić na wydanie fortuny na zakup najcenniejszych koni. Ten aspekt promocji znalazł swoje odbicie w aukcyjnych katalogach, nazwaniu aukcji Polish Prestige, oprawie i prowadzeniu aukcji, towarzyszących jej pokazów, czy w rozwijanym później w programie turystycznym Gentle Poland, w którym obok po-aukcyjnych wizyt w Michałowie, Kurozwękach i Białce staraliśmy się pokazać niektóre zabytki architektury oraz elementy polskiej kultury i sztuki. O tej pracy, którą doceniali Krzyształowicz i Jaworowski, nie chcą pamiętać Trela, Białobok i Stojanowska, przypisując innym autorstwo większości moich dokonań.

Oprawa aukcji i obsługa klientów

Uczyłem się tego od najlepszych. Już podczas mojej pierwszej wizyty w USA w 1974 r. na zaproszenie Leona Rubina i Mike Nicholsa byłem gościem ich aukcji. Później przy każdej wizycie w Scottsdale oglądałem wielkie aukcje, włącznie z pamiętną Nichols Sale w 1976 r. gdzie Elkana, Czempionka USA, uzyskała rekordową cenę 175.000 dolarów. Dobre wzory implementowałem w Polsce starając się nadać aukcji polski charakter, przy zachowaniu amerykańskiej dynamiki. Od 1974 r nie tylko prowadziłem aukcje w Janowie, a później wraz z Izą Zawadzką również narodowe pokazy i pokazy koni aukcyjnych na tle zabytkowych budynków Janowa i w oprawie klasycznej muzyki.

W zapyziałym PRL było wiele trudności do pokonania, których obecnie już się nie pamięta. Jeśli ktoś ciekaw to w zakładce „O autorze” na www.konsprawapolska.pl są skany moich artykułów publikowanych w Koniu Polskim pt. „Koń a sprawa polska – moja kronika aukcji w Janowie”.

Naczelną zasadą obsługi klienta zarówno w Animeksie, jak i w Polish Prestige było to, że opiekujemy się gośćmi od zaproszenia ich do Polski aż do dostarczenia do ich stajni kupionych na aukcji koni. Taka kompleksowa usługa zapewniała klientom komfort pobytu oraz pewność transakcji, nam dawała pełną wiedzę o potrzebach i upodobaniach klientów, nawet o poziomie cen jakie są gotowi zapłacić.

Technicznym przygotowanie Janowa do aukcji zajmowali się Marek Bojarski i Radosław Wiszniowski, opieką nad klientami najpierw Halina Bortnowska i Anna Maksymowicz, później Marcin Wyszomirski, Joanna Lewicka, Alina Sobieszak, Teresa Byczkowska. Wysyłki koni do klientów to była domena głównie Marcina Wyszomirskiego, któremu pomagał Marek Bojarski.

Widmo prywatyzacji

W końcówce lat osiemdziesiątych w Polsce pojawiło się widmo prywatyzacji. Dla mojego programu lansującego państwową hodowlę, prywatyzacja stanowiła śmiertelne zagrożenie. Perspektywa sprzedaży stadnin arabskich dla Krzyształowicza i Jaworowskiego oznaczała zniszczenie dziesiątek lat ich twórczej pracy dla Polski. Nie ma o tym wiedzy, albo nie chce pamiętać Jerzy Białobok. Niestety rozmowy z Adamem Tańskim, prezesem AWRSP, nie pozostawiały złudzeń, że państwowe stadniny arabskie zostaną z prywatyzacji wyłączone. Przekształcenie stadnin w spółki prawa handlowego zapowiadało ich sprzedaż, pod pozorem nierentowności.

Spodziewana prywatyzacja Animeksu nakazywała sądzić, że firma ta nie zechce dłużej pokrywać kosztów aukcji w Janowie i finansować związanego z nią programu marketingowego. Moją odpowiedzią, a byłem w tym czasie dyrektorem Biura Koni, było przeniesienie części kosztów organizacji bezpośrednio na stadniny. Koszty te były dzielone pośród beneficjentów aukcji w proporcji do uzyskanych korzyści. Wprowadziłem też opłaty dla klientów w postaci kart VIP, rozwijałem sponsoring, który stał się możliwy, gdyż aukcję i program towarzyszący można było pokazać sponsorom, jako jedną, atrakcyjną medialnie imprezę pod nazwą Polish Arabian Summer Festival.

Nigdy nie godziłem się z filozofią prywatyzacji, w wyniku której likwidowano w Polsce największe zakłady przemysłowe, często tylko po to, aby oddać rynki zbytu w obce ręce. Tak właśnie stało się w przypadku Animeksu, dlatego, pomimo tego że po 19 latach pracy osiągnąłem pozycję dyrektora, odszedłem wraz z grupą kolegów zakładając spółkę Polish Prestige.

Aukcja w Janowie po naszym odejściu z Animeksu z roku na rok traciła swe znaczenie. Gdy obroty w 1995 r spadły do połowy hodowcy zdecydowali „przesiąść się na tratwę ratunkową”, jak firmę Polish Prestige nazywał Ignacy Jaworowski. Negocjacje odbywały się wbrew stanowisku ANR, która widziała we mnie głównego oponenta wobec swoich działań prywatyzacyjnych. Wiele wtedy pisałem i często występowałem w mediach w obronie państwowych stadnin i stad.

Ze strony stadnin porozumienie z Polish Prestige podpisali Ignacy Jaworowski, Michał Maciejewski (Andrzej Krzyształowicz był już na emeryturze), Andrzej Guziuk i Władysław Guziuk. Z naszej strony ja i Radosław Wiszniowski. Było to przejrzyste, spisane na jednej stronie papieru porozumienie pomiędzy partnerami, którzy znali się od dawna i mieli do siebie pełne zaufanie. W zamian za 11% prowizji firma Polish Prestige była odpowiedzialna za przygotowanie i przeprowadzenie aukcji, rozliczenie transakcji i dostarczenie koni do nabywców. Koszty aukcji miały być rozliczane po aukcji pomiędzy beneficjentów sprzedaży, w proporcji do przychodów uzyskanych z aukcji.

Nie jest prawdą, jak twierdzą Trela i Bialobok, aby prowizja Animeksu, czy Polish Prestige kiedykolwiek przekroczyła 11%. W rzeczywistości udział Polish Prestige w kosztach był większy niż 11%, gdyż podstawą akwizycji klientów były moje wyjazdy na pokazy w USA, Europie, czy kongresy WAHO, finansowane w całości przez naszą spółkę.

Porozumienie podpisaliśmy na 5 lat. Pierwszy rok 1996 był najtrudniejszy, gdyż w spółce nie mieliśmy dość kapitału, aby wyłożyć koszty aukcji, a ponadto zostało nam tylko 4 miesiące na jej organizację. Dzięki uprzejmości naszych przyjaciół z USA, wydawców i właścicieli Arabian Horse World i Arabian Horse Times mogliśmy szybko umieścić reklamy, wydrukować i rozesłać katalog przekładając płatności na po aukcji. Raymond Mazzei i Tomek Skotnicki pomogli zmobilizować klientów. Przydały się też moje osobiste kontakty międzynarodowe. Aukcja musiała odbyć się pod gołym niebem, gdyż nie mieliśmy środków na wynajęcie namiotu cyrkowego. Wynik aukcji 1996 był dwukrotnie wyższy w porównaniu do aukcji Animeksu roku 1995.

Prywatyzacyjna działalność ANR nie ustawała. Wcześniej przekształcono państwowe stadniny i stada w spółki prawa handlowego przy bierności środowiska hodowlanego. Stanowisko prezesów – hodowców w tej sprawie było miękkie i nie dziwiłem się temu – ANR była ich pracodawcą. Mało kto zaryzykowałby utratę stołka w imię dobra publicznego. Prywatyzacji Janowa i Michałowa sprzeciwiali się jedynie Andrzej Krzyształowicz i Ignacy Jaworowski.

Sukces aukcji 1996 upewnił nas w przekonaniu, że drogą ratowania stadnin arabskich przed prywatyzacją jest rozwój aukcji, mobilizacja opinii publicznej, angażowanie mediów, a także zabieganie o poparcie polityczne. Dobrym przykładem dla nas był sukces Norberta Zalisa, dyrektora stadniny w Kladrubach. Norbertowi udało się przekonać władze Republiki Czeskiej, że Kladruby są dobrem narodowym, co zapobiegło prywatyzacji. Odwiedziliśmy Norberta w w Kladrubach w 1997 roku, aby dowiedzieć się jak dokonał tego, co w Polsce wydawało się niemożliwe. Norbert pomógł nam jak mógł. Przywiózł na Polish Arabian Summer Festival 1998 swój najlepszy zaprzęg sześciu kladrubskich ogierów. Była to ozdoba pokazu i aukcji, dzięki której w stylowym powozie mogliśmy obwieźć Paulo Biłyka z rodziną, Polaka z Brazylii, który zakupił najdroższego konia. Była to okazja aby opowiadać polskiej publiczności, mediom i politykom o czeskiej państwowej stadninie w Kladrubach, która ze względu na historyczny charakter nie została sprywatyzowana.

Polish Arabian Summer Festival

Polish Arabian Summer Festival, przemianowany przez Polturf na „Dni Konia Arabskiego” był moim autorskim pomysłem stworzenia najważniejszej na świecie imprezy dla koni arabskich, złożonej z szeregu wydarzeń, w tym największej na świecie aukcji, pokazu narodowego, międzynarodowego dnia wyścigowego, otwartych dni w stadninach, ale także programów turystycznych umożliwiających zetknięcie klientów z polską historią, bogactwem i różnorodnością polskiej kultury.

Festiwal miał też na celu pozyskiwanie sponsorów, co ułatwiało pokrycie kosztów aukcji. Najważniejszą jednak funkcją Festiwalu było uświadamianie opinii publicznej, mediów i polityków, że państwowe stadniny są dobrem narodowym, które docenia cały świat. Takie treści były komunikowane mediom i publiczności poprzez wydawnictwa festiwalowe: katalog pokazu, któremu nadałem formę magazynu „Araby w Polsce” oraz „Gazetę Festiwalową”, która rozdawana była wśród publiczności. Festiwal nasz dosłownie przyciągał wycieczki z całego kraju. Chciałem aby polska publiczność z pełną świadomością uczestniczyła w imprezie dlatego aukcje i pokaz prowadziłem dwujęzycznie.

Praca nasza przynosiła znakomite efekty. W roku 2000 udało się również zrównoważyć koszty festiwalu wpływami ze sponsoringu. Festiwal zdobył sobie publiczność i media. To z kolei przyciągało polityków, ich obecność potęgowała zainteresowanie mediów, a te przyciągały sponsorów. Sponsorzy pomagali w rozwoju imprezy i tak to się nakręcało. Zabawne, że po 18 latach Trela, Białobok i Stojanowska odkryli, jak bardzo byli niezadowoleni z pracy Polish Prestige.

To na tę „siermiężną aukcję”, jak po latach oceniają Trela i Białobok, udało nam się zaprosić prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który nie tylko przyjął patronat honorowy, ale też dał się przekonać, że stadniny państwowe Janów, Michałów i Białka stanowią dobro narodowe i nie powinny podlegać prywatyzacji. Prezydent w towarzystwie małżonki dwukrotnie był gościem aukcji Polish Prestige. Podczas drugiego pobytu w 1999 r. ogłosił publicznie, że Janów, Michałów i Białka nie będą prywatyzowane.

Nasze sukcesy niestety nie były doceniane przez ANR, która cały czas szukała sposobu podważenia naszego porozumienia. Nie było to łatwe ze względu na oczywisty sukces aukcji. Odebrano nam jednak aukcję wyścigową na Służewcu. Pod hasłem „walki z monopolem Polish Prestige” ANR lansowała firmę Polturf, założoną przez Pawła Gocłowskiego i Barbarę Mazur. Gdy w kluczowych stadninach władzę objęli Marek Trela i Jurek Białobok, mieliśmy prawo uważać ich za przyjaciół. Wbrew temu co twierdzą teraz, znali naszą pracę dla stadnin od lat.

Kluczowym rokiem walki z prywatyzacyjnymi zapędami ANR był rok 1999. Przygotowując materiały aukcyjne i wiedząc o zapowiedzianej wizycie prezydenta Kwaśniewskiego napisałem tekst do Gazety Festiwalowej pt. „Swego nie znacie”. Nazwałem w nim ANR „macoszym właścicielem”, który nie rozumie jaką wartością są państwowe stadniny. Gazeta była materiałem na konferencji prasowej, została przekazana prezydentowi, nie można więc wykluczyć, że stała się jednym z argumentów, który ostatecznie przekonał prezydenta do wystąpienia przeciw prywatyzacji.

Mój tekst wywołał wściekłość Agencji i panikę Treli i Białoboka. Przestraszyli się, że ANR może ich uznać współwinnymi mojego wystąpienia. Drogą pantoflową dotarła do nas wypowiedź jednego z dyrektorów ANR, że „Grzybowski już tej aukcji nie będzie prowadził”. Porozumienie ze stadninami nie przewidywało warunków wcześniejszego rozwiązania, a niewątpliwe sukcesy aukcji nie dawały widoków na spór prawny postanowiono więc zaczekać do zakończenia kontraktu w 2001 r.

Do przetargu na organizację aukcji przystąpiliśmy wiedząc, że wymyślono tę procedurę tylko po to aby nas się pozbyć. Perfidia polegała na tym, że ANR postanowiła utrącić Polish Prestige rękami Treli i Białoboka, polecając im przeprowadzenie „przetargu”. Już sam pomysł przetargu na mój autorski projekt, który tworzyłem i realizowałem od wczesnych lat siedemdziesiątych do jego kulminacyjnego rozwoju w latach 1996 -2000 był nieuczciwością. Mimo to złożyliśmy dobrą ofertę, popartą wieloletnim doświadczeniem organizowania i prowadzenia tej imprezy. Polturf, który nie miał żadnego doświadczenia w tej materii, nie miał wiedzy o rynku koni arabskich, wygrał ponoć jednym punktem. My zaproponowaliśmy prowizję 11% oni 10%. Wobec kłamstw i pomówień aktualnie rozpowszechnianych o tym przetargu naszą ofertę opublikowałem na www.konsprawapolska.pl, wzywając Barbarę Mazur do opublikowania swojej, aby opinia publiczna mogła się przekonać, czy przetarg był uczciwy. (Nic takiego nigdy się nie stało).

Przez 15 lat Polturf korzystał z owoców pracy mojej i moich kolegów z Polish Prestige. Nie ogłoszono już więcej żadnego przetargu, mimo iż Polturf podwyższył swoją prowizję do 12%.

Trudno jest mieć pretensje do Pani Mazur. Wzięła co jej ANR dała. Trudno jest mieć pretensje do Treli i Białoboka. Zrobili to, czego ANR od nich oczekiwała. Przykre jest to, że wtedy nikt ze środowiska nie ujął się za nami, a przecież zwłaszcza Iza Zawadzka i Anna Stojanowska doskonale wiedziały ile pracy, energii i pomysłów wkładaliśmy w rozwój rynku i aukcji w Janowie.

Współczuję Markowi Treli i Jurkowi Białobokowi. Padli ofiarą tej samej instytucji, która wcześniej usunęła Polish Prestige z aukcji w Janowie. Przeprowadzili „przetarg”, jako prezesi spółek, mianowani i podlegli ANR, więc trudno wymagać by mieli własne zdanie i dość charakteru, aby sprzeciwić się pracodawcy. Niestety poszli znacznie dalej w swojej lojalności dla ANR. Z internetowych stron Janowa i Michałowa wymazano wszelkie wzmianki o mnie i o Polish Prestige.

Odcięto nas całkowicie od rynku, każąc naszym klientom korzystać z usług Polturfu. Torpedowano wszelkie nasze próby stworzenia oddzielnej aukcji i pokazu dla hodowców prywatnych. A najgorsze to, że dyskredytowano Polish Prestige w Polsce i zagranicą.

Upadek aukcji

Odwołanie Marka Treli i Jurka Białoboka w 2015 r. było kamykiem, po usunięciu którego zawaliła się piramida Pride of Poland, niechlujnie klecona przez Polturf od 2001 r. z udziałem samych odwołanych prezesów. W wyniku ustawionego przetargu Polturf otrzymał „na tacy” w pełni rozwiniętą, samofinansującą się imprezę. Konsumując wyniki pracy zespołu aukcyjnego Polish Prestige, nowy organizator, poza nową nazwą imprezy, wprowadził zmiany, które w efekcie uzależniły powodzenie aukcji od czynników zewnętrznych:

  1. Naszą całoroczną, kosztowną i pracochłonną akwizycję na światowych rynkach, polegająca na ciągłym poszukiwaniu i zdobywaniu finalnych klientów, zastąpiono współpracą z pośrednikami – agentami, w efekcie to oni zdominowali klientelę aukcji Pride of Poland.
  2. Techniczną organizację aukcji, oprawę i reklamę oddano firmom zewnętrznym, przez co Dni Arabskie straciły swój wyjątkowy, polski charakter i upodobniły się do innych pokazów, organizowanych w podobny sposób na całym świecie.
  3. Rozmontowano oryginalną koncepcję Polish Arabian Summer Festival odłączając z niej Międzynarodowy Dzień Wyścigowy. Nie kontynuowano programu Gentle Poland, który miał na celu promocję polskiej hodowli w kontekście ojczystej kultury i historii. Nie było to zresztą potrzebne, gdy zaniechano akwizycji finalnych klientów.
  4. Podobnie, wg Polturfu, niecelowe było kontynuowanie wypracowanej przez Polish Prestige kompleksowej obsługi klienta, od zaproszenia go do Polski, aż do dostarczenia kupionego przezeń konia do jego stajni. Nasz stały zespół aukcyjny zastąpiony został doraźnie wynajętymi ludźmi, a obsługę wysyłek koni oddano zagranicznej agencji, tracąc w ten sposób jedno ze źródeł przychodów, a co więcej, dodatkowe źródło informacji o preferencjach klientów i poziomie ich satysfakcji z wizyty w Polsce.
  5. Nie potrafiono utrzymać przy imprezie pozyskanych przez nas sponsorów: Michelin i Volvo. W zamian głównym sponsorem Dni stała się Agencja Nieruchomości Rolnych.
  6. Ubytki przychodów (1-5) Polturf starał się w prostacki sposób rekompensować podnosząc ceny kart VIP, czy koszt wynajmu stoisk handlowych. Mieszkańcom Janowa, dla których aukcja Polish Prestige była ich własnym świętem, kazano płacić bilety wstępu, podczas gdy u nas byli oni honorowymi gośćmi, cieszącymi się i nagradzającymi oklaskami licytacje. Tworzyło to niezwykły klimat aukcji Polish Prestige, doceniany również przez gości z zagranicy.

Po wypchnięciu Polish Prestige z rynku, Marek Trela i Jurek Białobok musieli za cenę utrzymania swoich stanowisk wykazać się wzrostem sprzedaży. ANR, której prywatyzacyjne zakusy zostały powstrzymane, szantażowała prezesów koniecznością osiągania przez ich spółki rentowności ekonomicznej. Zadanie niewykonalne w tym stanie dezorganizacji hodowli i rynku, do czego ANR sama doprowadziła. Nad stadninami nadal unosiło się widmo prywatyzacji. Aukcja Pride of Poland odnotowała wprawdzie wzrost obrotów, warto jednakże aby ktoś policzył jaki był efekt netto imprezy, po odjęciu finansowego wkładu ANR, wynagrodzeń organizatorów, kosztów zapłaconych prowizji.

Upadek hodowli

Realizując, narzuconą przez ANR, „mission impossible” Trela i Białobok musieli przyjąć za cel hodowli wygrywanie pokazów, i co za tym idzie, osiąganie rekordów cenowych. Zapomniano, że głównym powodem istnienia stadnin państwowych jest „utrzymywanie banku genów”. Napisała o tym w swoim artykule prof. Krystyna Chmiel. Polską hodowlę, która za Krzyształowicza i Jaworowskiego wytyczała światowe trendy, ich następcy poddali modzie dyktowanej przez innych.

Efektem błędnej filozofii hodowlanej było nadmierne użycie w Polsce obcych ogierów. Dolew krwi Saklawi I zamienił się w „zalew”, przed czym przestrzegała prof. Chmiel. Wydaje się, że poza wygrywaniem pokazów hodowcy zakładali również, że właściciele modnych ogierów, użytych w Polsce będą chętnie kupowali ich urodzone od naszych klaczy potomstwo. W ten sposób dla doraźnych celów pozbyto się wszystkich elementów, które budowały potęgę polskiej hodowli czystej krwi. Polskie konie nie musiały już być „piękne i dzielne”, nieistotna więc stała się próba wyścigowa.

Zalew obcej krwi spowodował, że nieaktualna stała się marka Pure Polish. Straciło swoje znaczenie reklamowe hasło „Horses of the State Stud”, skoro hodowla państwowa przestała się różnić od hodowli prywatnej.

Pozwolę sobie tutaj przytoczyć zdanie prof. Chmiel:

„Poczynając mniej więcej od 2006, także i w polskiej hodowli wzorem do naśladowania coraz powszechniej stawał się dominujący w krajach zachodnich, a przejęty z krajów Bliskiego Wschodu, typ „egzotyczny” – zauważalny zwłaszcza w rysunku głowy, dążący do maksymalnego skrócenia partii pyskowej i uzyskania przesadnie szczupaczego profilu, co nieraz wiązało się z utrudnieniem naturalnego procesu oddechowego. Konie o takim pokroju wygrywały pokazy wysokiej rangi, co powodowało intensywniejsze użycie ogierów przekazujących tę cechę, pochodzących przeważnie z egipskiego rodu Saklawi I.”

Cenna uwaga, ale typ „egzotyczny” nie powstał na Bliskim Wschodzie. To moda wykreowana przez stosunkowo niewielką klikę pośredników, przeważnie sędziów, trenerów i prezenterów – osób ze środowiska pokazowego, które odnoszą wielkie korzyści z międzynarodowego handlu. Światowa hodowla koni arabskich została przez nich wpędzona w ślepą uliczkę. Coraz więcej hodowców zaczyna już zdawać sobie sprawę, że wyniki międzynarodowych pokazów w mniejszym stopniu zależą od jakości koni, często są natomiast zwykłą „ustawką”. Pisałem o tym szerzej we wpisie Smutek Arabów.

Reasumując, wyłączną winę za upadek polskiej hodowli czystej krwi, ale też zniszczenie całego polskiego systemu hodowlanego ponosi Agencja Nieruchomości Rolnych i kolejne ekipy Ministerstwa Rolnictwa.

Nadzieja mimo wszystko

Są w Polsce ludzie, i ja do nich należę, którzy ciągle wierzą, że w polskiej hodowli koni i w jeździectwie tkwi ogromny, niewykorzystany potencjał rozwojowy. Aby ten potencjał uruchomić potrzebne są konkretne działania:

  1. Radę przy MRiRW należy przekształcić w kompetentny zespół międzyresortowy, który pod auspicjami prezydenta Dudy, albo premiera Morawieckiego podejmie prace dla odbudowy, zniszczonego przez ANR, państwowego systemu hodowlanego,. Zabiegam o to od dawna pisząc otwarte i zamknięte listy, pozostające ciągle bez odpowiedzi.
  2. Jest gotowy projekt, opracowany społecznie przez zespół: Andrzej Stasiowski, Marcin Szczypiorski, Radosław Wiszniowski i Marek Grzybowski. Projekt ten pod nazwą „Narodowy Program Rozwoju Hodowli Koni i Jeździectwa” wymaga jedynie aktualizacji i uzupełnienia o praktyczno-prawne aspekty powołania Holdingu dla państwowej hodowli.
  3. Przywrócić należy Marka Trelę i Jurka Białoboka na stanowiska hodowców w stadninach arabskich. Pomimo popełnionych błędów, są oni ciągle specjalistami, posiadającymi praktyczną wiedzę w hodowli czystej krwi. Ich międzynarodowy autorytet powinien zostać spożytkowany do tego, aby Polska na nowo stała się „trend seterem” hodowli światowej.

Myśli te starałem się bezskutecznie zaszczepić w Radzie ds. Hodowli Koni, powołanej przez ministra Krzysztofa Jurgiela. Ideę odbudowy polskiej hodowli propaguję na łamach mojego bloga www.konsprawapolska.pl, z którego zaczerpnąłem obszerne fragmenty do niniejszej wypowiedzi.

Dokumenty:

Tekst: Marek Grzybowski
Zdjęcia: archiwum Polish Prestige

Więcej w Hodowla

W ostatnim numerze

HiJ nr 80 - okładka

Hodowca i Jeździec Rok XXII Nr 1 (80) Zima 2024

Wydawca

Polski Związek Hodowców Koni

Reklama

Tofi Horses
Pets Diag
Tofi Horses
eHorses
Purina
Equishop
Energys
De Heus Polska
Equishop
Cavalor
Smarthorse

Artykuł sponsorowany

RSS Aktualności ze strony PZHK

RSS Aktualności ze strony Teraz Polskie Konie

Ostatnie wpisy

Na górę